Pamiętam swoją pierwszą wizytę w salonie samochodowym - stałem jak zahipnotyzowany przed błyszczącym autem - wówczas była to vectra c, a sprzedawca już liczył prowizję. Zapłaciłem pełną cenę katalogową i długo żałowałem tej decyzji. Dziś, po latach doświadczeń z zakupem różnych pojazdów, wiem jedno - każdą cenę można negocjować. Niektórzy mówią, że to strata czasu, inni wstydzą się targować. A prawda? Umiejętne prowadzenie rozmowy z dealerem czy właścicielem komisu może zaoszczędzić wam naprawdę spore pieniądze. Czasem mówimy o setkach złotych, czasem o tysiącach.
Zanim w ogóle pomyślicie o wizycie u sprzedawcy, musicie wiedzieć, na czym stoimy. Ja zawsze zaczynam od sprawdzenia cen podobnych samochodów w internecie. Nie chodzi o pobieżne przejrzenie dwóch ogłoszeń - trzeba przeczołgać się przez dziesiątki ofert, sprawdzić różne serwisy, komisy, salony. Kiedy negocjuję cenę samochodu, zawsze mam w kieszeni wydruki z co najmniej pięcioma podobnymi ofertami. To daje mi pewność siebie i konkretne argumenty.
Ustalenie budżetu to druga ważna sprawa. Ile naprawdę możecie wydać? Nie mówię o kwocie, którą chcielibyście zapłacić, tylko o tej maksymalnej, po przekroczeniu której będziecie spać spokojnie. Bez tego łatwo dać się ponieść emocjom - a te w salonie potrafią być naprawdę mocne, zwłaszcza gdy sprzedawca zaczyna opowiadać o "jedynej takiej okazji".
Każdy samochód ma swoją przeszłość, a my musimy ją poznać zanim zaczniemy negocjacje. Numer VIN to nasze okno na prawdę o pojeździe. Sprawdzam go zawsze, bez wyjątków. Zdarzyło mi się odkryć, że "bezwypadkowy" samochód miał jednak swoją przygodę z warsztatem blacharskim. Taka informacja automatycznie obniża wartość pojazdu i daje mocny argument do negocjacji ceny używanego samochodu.
Książka serwisowa też potrafi opowiedzieć ciekawe historie. Regularnie serwisowany pojazd to mniejsze ryzyko problemów, ale luki w serwisowaniu... cóż, to już inna sprawa. Podczas oględzin szukam wszystkich wad - od drobnych zadrapań po poważniejsze usterki. Każda znaleziona niedoskonałość to potencjalna obniżka ceny. Nie jestem przy tym przewrażliwiony, ale dokładny.
Dealer to specjalista od sprzedaży, który widział już setki klientów. Próba agresywnego targowania od pierwszych sekund to strzał w stopę. Ja zawsze zaczynam od okazania prawdziwego zainteresowania autem. Pytam o historię, wyposażenie, warunki gwarancji. Sprzedawca, który widzi, że mam konkretne zamiary, jest znacznie bardziej otwarty na rozmowę o cenie.
Negocjować cenę samochodu u dealera to sztuka kompromisu. Oni mają swoje marże, my swoje oczekiwania. Klucz tkwi w znalezieniu wspólnego języka. Czasem warto zapytać wprost: "Czy jest jakąś możliwość rozmowy o cenie?". Większość sprzedawców spodziewa się takiego pytania i ma przygotowane pewne ramy manewru.
Zamiast od razu rzucać kwotą, wolę zacząć od faktów. "Widzę, że na tylnym zderzaku jest niewielkie zadrapanie" brzmi lepiej niż "chcę dwa tysiące zniżki". Konkretne uwagi pokazują, że znam się na rzeczy i nie jestem przypadkowym klientem. Wykorzystuję też informacje zebrane wcześniej - jeśli sprawdzenie historii pojazdu wykazało jakieś nieprawidłowości, spokojnie o tym wspomnę.
Nie oczekuję jednak, że sprzedający od razu przyjmie moją pierwszą propozycję. Negocjacje to taniec - czasem trzeba zrobić krok w tył, żeby później posunąć się do przodu. Bywało, że rozmawiałem o jednym aucie przez trzy dni, zanim doszliśmy do porozumienia. Cierpliwość się opłaca.
Na komisie atmosfera jest zwykle mniej oficjalna niż w salonie. Właściciele komisów kupują samochody używane w różnych cenach i mają większą elastyczność. Tu można negocjować nie tylko cenę, ale też dodatkowe korzyści - świeży przegląd, drobne naprawy, wymianę opon. Zdarzyło mi się, że właściciel komisu zgodził się na wymianę całego kompletu opon, bo akurat miał je "na stanie".
Pamiętam sytuację, gdy targowałem się o starego golfa. Cena była trochę za wysoka, ale właściciel komisu powiedział: "Słuchaj, trzymam to auto już trzy miesiące. Wolę sprzedać z mniejszym zyskiem niż dalej płacić za miejsce na placu". I tak oba wyszliśmy na swoje.
Nie zawsze da się wynegocjować spektakularną obniżkę ceny auta. Ale to nie znaczy, że trzeba się poddać. Można próbować negocjować inne rzeczy - przedłużoną gwarancję, bezpłatny serwis po roku, dodatkowe wyposażenie. W jednym salonie nie mogli obniżyć ceny nowego samochodu, ale dodali mi maty gumowe, folie ochronne i nawigację - łącznie za około trzech tysięcy złotych.
Warto też sprawdzić promocje producenta. Czasem można je łączyć z indywidualnymi negocjacjami. Przydatne może być też sprawdzenie, ile oferują skupy samochodów za podobny pojazd - to daje dolną granicę wartości rynkowej. Firmy jak https://autoskuppro.pl podają swoje wyceny skupowe, które choć niższe od cen sprzedaży, pokazują realną wartość auta "na dziś".
Największym błędem jest pokazanie zbyt dużego entuzjazmu. Gdy sprzedawca widzi, że jesteś "zakochany" w konkretnym aucie, ma mniejszą motywację do ustępstw. Nauczyłem się tego boleśnie - kiedyś tak zachwycałem się jednym modelem, że właściciel komisu stwierdził: "Skoro tak bardzo pan chce, to chyba cena jest w porządku".
Unikam też ultimatum. "Albo obniżacie o pięć tysięcy, albo odchodzę" to recepta na porażkę. Większość sprzedawców po prostu powie "miłego dnia" i tyle. Negocjacje to nie wojna - to poszukiwanie rozwiązania, z którego obie strony będą zadowolone.
Gdy wreszcie uzgodniliśmy cenę, nie śpieszę się z podpisaniem. Czytam każdy punkt umowy, sprawdzam, czy wszystkie ustalone rzeczy są zapisane. Pamiętam przypadek, gdy zapomnieliśmy wpisać dodatkową gwarancję na którą się umówiliśmy - na szczęście sprzedawca był uczciwy i dopisał to później.
Przy samochodach używanych sprawdzam, czy dostaję komplet dokumentów. Zdarzyło mi się raz, że brakowało jednej części dokumentacji serwisowej - okazało się, że poprzedni właściciel zgubił ją podczas przeprowadzki. To nie było dramatyczne, ale dobrze wiedzieć o takich rzeczach wcześniej.
Negocjowanie ceny samochodu to umiejętność, która rozwija się z czasem. Moja pierwsza transakcja była katastrofą, ale każda kolejna szła lepiej. Nie zrażajcie się początkowymi niepowodzeniami - to normalne. Ważne, żeby spróbować, bo nawet niewielka obniżka to oszczędność, która zostanie w waszej kieszeni.
Unia przegrała ostatni sparing przed nowym sezonem
3 mecze z 5 ligowcami, zero strzelonych bramek 7 straconych.waska kadra. Czy beda jakies transfery ogloszone?
Pincius
15:58, 2025-08-03
Unia przegrała ostatni sparing przed nowym sezonem
Przedewszystkim za mala kadra przy tych kontuzjach.Do tego poraz kolejny w sezonie przygotowawxzym gramy czesto soaringi gdzie w kadrze jest 13 osob.
Bolo
14:24, 2025-08-03
Unia przegrała ostatni sparing przed nowym sezonem
Upss za tydzień pierwsza weryfikacja, oby nie potwierdziły się wcześniejsze komentarze w przegranych sparingach.
A będzie weryfikacja
13:15, 2025-08-03
Unia przegrała sparing w Gębicach
Starych wyjadaczy nie ma kto zastąpić. Kazmierski, Olach, Halas, Skibiński odeszli i trzeba przyznać że to jest kupa lat doświadczenia. W 5 lidze tego nie było widać, ale w 4 zobaczycie ze te nie pozalatane dziury będą widoczne, a co do pseudo trenera to uważam że jak będzie grunt się znowu palił pod nogami to ucieknie jak tchórz o ile będzie miał gdzie bo Ostaszewo go zweryfikowało jakim jest wielkim fachowcem
Hey
12:47, 2025-08-03
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz