Zamknij

Co słychać u... Jacka Sobczaka?

21:46, 09.02.2018 S.T
Skomentuj

W naszym cyklu staramy się docierać do ludzi dawniej związanych z Gniewkowem, a dziś żyjących dalej lub bliżej od naszej gminy. Porozmawiamy też z osobami, które wciąż są naszymi sąsiadami, lecz nie pełnią już funkcji publicznych.

Dziś zapraszamy na kilka słów od Jacka Sobczaka.

 

Skąd znają pana gniewkowianie?

W latach 90. gniewkowianie mogli kojarzyć mnie z gry w trzecioligowej Goplanii Inowrocław. W tamtym okresie, po Zawiszy Bydgoszcz, który występował na boiskach ekstraklasy, byliśmy czołowym klubem w województwie, z  powodzeniem rywalizowaliśmy z takimi firmami jak Arka Gdynia, Lechia Gdańsk, Warta Poznań, Gwardia Warszawa, rezerwy Legii Warszawa, Polonii Warszawa. Otarliśmy się wtedy o awans do II ligi, jednak lepsza okazała się Elana Toruń. Miałem przyjemność grać przeciwko byłym reprezentantom Polski, takim jak Tomasz Wałdoch, Artur Boruc, Wojciech Kowalewski, Radosław Michalski, Tomasz Iwan czy Piotr Czachowski. W tamtym okresie duża rzesza sympatyków przyjeżdżała na nasze mecze również z pobliskiego Gniewkowa.

W ostatnim okresie mieszkańcy Gniewkowa znają mnie głównie z prowadzenia zespołu seniorów Unii Gniewkowo w latach 2007–12. Począwszy od A klasy, rok po roku awansowaliśmy najpierw do V ligi, a następnie wywalczyliśmy historyczny awans do IV ligi, w której występowaliśmy trzy lata, zajmując odpowiednio dziewiąte, siódme i dwunaste miejsce.

Gdzie pan obecnie mieszka i czym się zajmuje?

Od ponad 30 lat mieszkam w Inowrocławiu. Wcześniej od urodzenia wychowywałem się i zamieszkiwałem w miejscowości o podobnej wielkości i liczbie mieszkańców jak Gniewkowo. Miejscowość z moich czasów młodzieńczych to Mirsk – malownicze miasteczko położone nieopodal Gór Izerskich w byłym województwie jeleniogórskim.

Od 25 lat jestem w związku małżeńskim z moją żoną Joanną, w tym roku obchodzić będziemy srebrny jubileusz. Swoją drogą – nie wiem, jak wytrzymała ze mną tyle lat... Dochowaliśmy się dwójki dorosłych dzieci: córki i syna.

Pracuję jako fizjoterapeuta w Środowiskowym Domu Samopomocy w Inowrocławiu, moimi podopiecznymi są osoby z zaburzeniami psychicznymi. Wcześniej pracowałem w Domu Pomocy Społecznej w Warzynie nieopodal Gniewkowa. Bardzo lubię kontakt z ludźmi, wielką radość sprawiają mi postępy, jakie robią uczestnicy moich zajęć: sportowych i rehabilitacyjnych.

Aktualnie jestem trenerem seniorów w klubie Kujawianka Strzelno. Po rundzie jesiennej zajmujemy czwarte miejsce w V lidze KPZPN.

W wolnych chwilach jeżdżę na rowerze, chodzę na basen, gram w tenisa, w miarę możliwości staram się utrzymywać w dobrej kondycji, jednak ze względu na problemy z kręgosłupem muszę rezygnować z niektórych form ruchowych.

Jestem zagorzałym fanem FC Barcelona. Kilka lat temu spełniło się moje marzenie – zwiedziłem słynny stadion Camp Nou w Barcelonie.

Ulubione miejsce w Gniewkowie?

Moim ulubionym miejscem w Gniewkowie jest niewątpliwie stadion przy ulicy Parkowej, gdzie przez pięć lat przeżyłem wiele wspaniałych chwil. Oprócz pracy szkoleniowej i kontaktów z zawodnikami poznałem wiele ciekawych osób, które tworzyły domową atmosferę w klubie. Nigdy nie zapomnę niekonwencjonalnej spikerki pana Grzegorza Przygodzińskiego i jego dużej wiedzy sportowej, niezniszczalnego gospodarza pana Sylwka Zielasa, jego ciętych, ale celnych dowcipów i powiedzonek oraz wyrobów kulinarnych, w których jest mistrzem (zwłaszcza bigos i leczo).

Wszyscy tworzyli jedną wielką rodzinę – prezesi, działacze klubowi, zawodnicy, trenerzy i wspaniali kibice, którzy dopingowali nawet w najtrudniejszych momentach.

Drugim miejscem, które bardzo lubiłem odwiedzać, był Miejsko-Gminny Ośrodek Kultury Sportu i Rekreacji przy ulicy Dworcowej. Poznałem tam wiele ciekawych osób, które oprócz dużej wiedzy sportowej pasjonowały się również muzyką, polityką, filmem i innymi ciekawymi tematami, o których często dyskutowaliśmy. To Adam Warakomski, Krzysztof Tomasik, Mariusz Majewski, Krzysztof Polewski, Rafał Tyburek.

Najmilsze wspomnienie związane z Gniewkowem?

Niewątpliwie historyczny awans do IV ligi i pamiętny mecz w Szubinie wygrany 1:0 po bramce Bartka Pędowskiego, zwycięstwo w Osiu z Gromem 2:0 dające utrzymanie przy wspaniałym dopingu naszych kibiców i niezapomniany mecz 1 października 2009 roku z Cuiavią Inowrocław, wygrany 3:2 w Gniewkowie.

Kulisy wygranej w tym meczu są wręcz niesamowite i trudne do powtórzenia. Tego dnia obchodziłem 40. urodziny, piłkarze sprawili mi wspaniały prezent, którego nie zapomnę do końca życia. Do 89. minuty przegrywaliśmy 0:2, jednak po dwóch bramkach naszego kapitana Rafała Tyburka w 89. i 91. minucie oraz trafieniu Kamila Nawrockiego w 93. minucie zdołaliśmy wygrać w niesamowitych okolicznościach. W prezencie urodzinowym od przyjaciół z Gniewkowa dostałem po meczu zegarek, który do dzisiaj mam na ręce i przypomina mi ten  wspaniały dzień mojego życia.

Bardzo miło wspominam również wizytę w Urzędzie Gminy na zaproszenie pana burmistrza Adama Roszaka, który osobiście pogratulował nam awansu do IV ligi i bardzo często był gościem na naszych meczach, również wyjazdowych.

Czego z Gniewkowa najbardziej panu dziś brakuje?

Historyjka nr 1. Przed meczem z Chemikiem Bydgoszcz, który był zdecydowanym liderem i faworytem spotkania, poprosiłem gospodarza stadionu pana Sylwka, aby przed meczem nie przycinał zbytnio trawy na Parkowej. Przeciwnicy bardzo dobrze operowali piłką, zawodnicy byli doskonale wyszkoleni technicznie, bardzo wysoko wygrywali poprzednie mecze. W dniu meczu przeciwnik wychodzi zapoznać się z murawą, wyraźnie niezadowolony ze stanu boiska, w tym czasie witam się ze znajomym trenerem przeciwnika również kręcącym nosem na widok płyty. Odpowiadam, że popsuła się kosiarka i stąd ten problem, po czym po kilku sekundach za naszymi plecami pojawia się nasz gospodarz i zwraca się do mnie słowami: „Trener, zrobiłem tak jak kazałeś, nie ciąłem trawy...”. Mecz wygraliśmy w 92. minucie po pięknym woleju Michała Tomczyka z narożnika pola karnego...

Historyjka nr 2. Podczas meczu w Radziejowie działało dwóch kierowników drużyny. Po skończonym meczu, który wygraliśmy 2:1 jeden z nich po końcowym gwizdku sędziego zwraca się przy ławce słowami, że dobry remis na wyjeździe... Zapanowała konsternacja, drugi kierownik zaczął przekonywać pierwszego, że wygraliśmy... Przez kilka minut spierali się na argumenty... Okazało się, że kierownik numer jeden spóźnił się nieco na rozpoczęcie drugiej połowy (musiał pilnie skorzystać z toalety) i nie widział naszej drugiej bramki....

Jak ocenia pan czas spędzony w Gniewkowie?

Jak już wcześniej mówiłem, jestem fanem FC Barcelona, fascynuje mnie historia klubu i styl gry zespołu, jednak prowadząc moje zespoły staram się dopasować możliwości klubu i predyspozycje zawodników do sposobu gry i taktyki, która przede wszystkim ma być skuteczna.

Prowadząc przez pięć lat Unię przypominaliśmy trochę zespół Widzewa z lat 80., tworzyliśmy kolektyw, graliśmy z wielkim zaangażowaniem, byliśmy mistrzami kontrataku, zawodnicy realizowali założenia taktyczne, oddawali serce na boisku. W bramce mieliśmy Jakuba Kaczmarka „Boruca”, który był naszym Młynarczykiem, obroną niczym Władysław Żmuda dyrygował nasz kapitan Rafał Tyburek („Wayne”), który miał bardzo pozytywny wpływ na zawodników i pomagał mi w prowadzeniu zespołu. Liderem w ofensywie niczym Zbigniew Boniek był Krystian Piechocki („Zocha”), który strzelał i podawał, był w niesamowitym gazie. Mieliśmy też swojego Włodzimierza Smolarka w osobie Bartka Pędowskiego, który szalał po skrzydle i miał mnóstwo asyst. Atomowym uderzeniem i dużą szybkością dysponował, podobnie jak Wiesław Surlit, nasz Michał Tomczyk („Misiu”), do zespołu wchodzili bardzo młodzi, obiecujący zawodnicy, którzy dzisiaj decydują o obliczu zespołu: Piotr Kaźmierski, Mikołaj Ciejek, Mateusz Balik, Oskar Kryszak. Przepraszam, że nie wymienię wszystkich zawodników z tamtego okresu, każdy dołożył swoją cegiełkę do sukcesu.

Mieliśmy swojego kierownika drużyny Krzysztofa Polewskiego, który nie miał ze mną łatwo bo musiał się tłumaczyć za mnie przed sędziami... Miał bardzo dobry kontakt z chłopakami, żył klubem, dobra dusza zespołu.

Tak jak Widzew mieliśmy swoją kawiarenkę, również u pani Basi...

Chciałbym podkreślić bardzo ważną rolę, którą pełnili w klubie trenerzy grup młodzieżowych Maciej Tyburek i Darek Semenowicz. Świetnie przygotowywali zawodników do gry w pierwszym zespole, bardzo dobrze współpracowaliśmy ze sobą.

Na koniec chciałbym dodać, że spotkałem ludzi bardzo optymistycznie nastawionych do życia, pasjonatów, po prostu dobrych ludzi.

Czy chętnie wróciłby pan do Gniewkowa? Jeśli tak, to w jakiej roli?

Kilkakrotnie po moim odejściu gościłem w Gniewkowie przyjeżdżając z zespołami, które prowadziłem – Goplanią Inowrocław i Kujawianką Strzelno, w której jestem obecnie trenerem. Zawsze jadąc na Parkową mam dreszczyk emocji, wracają wspomnienia, spotykam znajomych, przyjaciół. Czasami się śmieję, że chyba jakaś magia stadionu działa gdy przyjeżdżam, bo dotychczas nie przegrałem z Unią, a w ostatniej rundzie jako jedyny zespół w lidze wywieźliśmy punkt, oczywiście bramka dla nas padła w doliczonym czasie...

Jako człowiek i trener wyznaję zasadę „nigdy nie mów nigdy”. Nie zgadzam się z twierdzeniem, że nie wchodzi się drugi raz do tej samej rzeki. Przykładem tego jest mój drugi pobyt w moim obecnym klubie, z którego jestem bardzo zadowolony. Pracuję tam, gdzie mnie chcą i akceptują moje – nie ukrywam – duże wymagania i ambicje, no i potrafią sobie poradzić z moim niełatwym charakterem.

Na koniec pragnę podziękować za zaproszenie do rozmowy i pamięć o mnie. Unii życzę wszystkiego dobrego, a mieszkańcom Gniewkowa hucznych obchodów 750-lecia miasta.

--------------------

O kim chcieliby Państwo przeczytać w kolejnych odcinkach? Piszcie w komentarzach lub na [email protected].

[ZT]954[/ZT]

[ZT]926[/ZT]

(S.T)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%