Zamknij

Piotr Kalinowski potrzebuje nowego wózka. Możemy pomóc

12:38, 26.01.2018 S.T
Skomentuj

Piotr Kalinowski to postać doskonale znana w Gniewkowie. Przez wiele lat prowadził firmę, był aktywnym sportowcem, udzielał się charytatywnie. Cztery lata temu w wyniku choroby został sparaliżowany. Mieszkańcy naszego miasta już kilka razy stanęli na wysokości zadania i pomogli panu Piotrowi zebrać pieniądze na leczenie. Stowarzyszenie BZIK zorganizowało koncert, był też turniej piłkarski i maraton zumby.

Dziś 47-latek znów jest w potrzebie. Wózek, przy pomocy którego może się poruszać, jest już w opłakanym stanie. Nowy kosztuje około 17 tysięcy złotych. Część tej sumy zainteresowany jest w stanie pokryć z oszczędności. Ale nie całość. – Na utratę czucia w nogach nie mogłem nic poradzić. Teraz jednak mogę! Proszę o pomoc w zakupie nowego wózka, bo to moja odrobina godności, odrobina samodzielności… Mam siłę, determinację, wolę walki. Brakuje mi tylko wózka… – mówi Piotr Kalinowski.

Jak możemy pomóc? Na portalu siepomaga.pl jest prowadzona zbiórka. Wystarczy wejść (na przykład klikając w poniższy link) i przelać nawet najmniejszą sumę.

 

POMÓŻ PIOTROWI KALINOWSKIEMU

 

A tak pan Piotr opisuje historię swojej choroby i leczenia:

„Mam na imię Piotr i od 4 lat żyję, przecięty na pół. Taką właśnie krzywdę wyrządziła mi choroba. W ciągu jednego dnia zabrała mi czucie w nogach. Nie mogę nimi poruszyć, jakby od pasa w dół nic nie było. Zabrała możliwość chodzenia. Zabrała samodzielność. Zabrała to, co była dla mnie sensem życia – sport i ruch… Znokautowała, rzucając mnie na wózek inwalidzki, podczas gdy połowa mnie leży na nim bezwładna.

Wtedy pękło moje życie. A teraz pęka mój wózek, jedyne „nogi”, jakie jeszcze mam! Dlatego proszę o pomoc, choć starałem się robić wszystko, żeby poradzić sobie sam… Proszę o nowy wózek, bo bez niego będę przykuty do łóżka, licząc dni, w których będę tylko leżeć i patrzeć w sufit… Każdy mój dzień to niepokój i stres, że uszkodzony wózek odmówi posłuszeństwa i zostanę uwięziony w łóżku.

Jeszcze kilka lat temu, gdyby ktoś powiedziałby mi, że jestem osobą niepełnosprawną, na pewno bym nie uwierzył. Nic nie zapowiadało tragedii. Zawsze byłem energiczny, wysportowany, dbałem o kondycję, o zdrowie. Cieszyłem się każdym dniem. Uwielbiałem grać w piłkę, mimo swoich 43 lat. Grałem wszędzie – na boisku, na hali... Moją pasję podzielali synowie. Chwile, gdy graliśmy razem, w trójkę, były najpiękniejsze w moim życiu.

Najpierw zaczęły drętwieć mi nogi. Wydawało się, że to nic takiego. Aż któregoś dnia ja, dotychczas zdrowy, silny mężczyzna, usiadłem na podłodze i już nie potrafiłem wstać. Koniec. I tak jest do dziś.

Najpierw zdiagnozowano poprzeczne zapalenie rdzenia kręgowego, na które leczono mnie ponad dwa lata. Bezskutecznie. Nie ustępowałem, szukałem szans, dociekałem - po prostu walczyłem. Dzięki ludziom dobrej woli  i ogromnemu szczęściu wyjechałem na leczenie do Mayo Clinic w Rochester, USA. Tam postawiono zupełnie inna diagnozę, która potwierdza się w badaniach. Okazuje się, że przyczyną porażenia nóg i braku czucia w nich jest przetoka oponowa rdzenia. W Mayo Clinic usunięto mi przetokę, jednak nadal jestem przykuty do wózka inwalidzkiego. Moją jedyną szansą na powrót do zdrowia jest ciągła i nieprzerwana rehabilitacja ruchowa.

Kiedyś moje życie wyglądało tak: 3 razy w tygodniu treningi, w soboty mecze, w pozostałe dni – rower, basen… Dzisiaj każdego dnia pokonuję 30 do 40 km rowerem rehabilitacyjnym. Codziennie ćwiczę na siłowni. Wyjeżdżam do ośrodków rehabilitacyjnych. Wszystko, byle by tylko stanąć na nogi, odzyskać samodzielność, a dla moich dzieci znowu być sprawnym tatą!

To właśnie codzienna walka o powrót do sprawności spowodowała, że mój wózek zaczął pękać. Nie wytrzymał mojego codziennego wysiłku… To paradoks – żeby kiedyś wstać z wózka, muszę wciąż go mieć! Inaczej nie będę w stanie poruszać się, ćwiczyć nawet dotrzeć na rehabilitację!

Cena nowego wózka aktywnego, który umożliwi mi walkę o normalne życie, to niemal 17 000 złotych… On wytrzyma intensywną rehabilitację, mordercze treningi na sali… Część kwoty pokryję z oszczędności, ale reszta? Niestety nie mam… Zapracowałbym, ale jak, skoro nawet nie mogę wyjść z domu? A dalsze korzystanie z obecnego wózka staje się już niebezpieczne…

Choć choroba złamała mnie na pół, nie złamała mojego ducha walki. Nie zamierzam się poddać. Walczę, bo mam dla kogo. Marzę o tym, aby kiedyś po prostu iść z moją rodziną na spacer. Aby iść do szkoły, odebrać syna z lekcji. Aby znów zagrać w piłkę z synami, uczyć ich, jak strzelać do bramki…”.

[ZT]915[/ZT]

[ZT]914[/ZT]

(S.T)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%