Zamknij

Co słychać u... Dawida Pilichowskiego?

09:25, 24.02.2018 S.T Aktualizacja: 11:58, 28.02.2018
Skomentuj

W naszym cyklu staramy się docierać do ludzi dawniej związanych z Gniewkowem, a dziś żyjących dalej lub bliżej od naszej gminy. Porozmawiamy też z osobami, które wciąż są naszymi sąsiadami, lecz nie pełnią już funkcji publicznych.

Dziś zapraszamy na kilka słów od Dawida Pilichowskiego.

 

Skąd znają pana gniewkowianie?

Nie jestem pewien, czy gniewkowianie mnie znają. Nigdy nie pełniłem żadnej funkcji publicznej. Udzielałem się jedynie w Gniewkowskim Klubie Biegacza i aktywnie brałem udział w zawodach. Moją pasję do sportu przeniosłem dalej do dorosłego życia i ciągle aktywnie spędzam czas na sportowo z moją rodziną, wspólnie bierzemy udział w zawodach biegowych i triathlonach.  Właśnie z tych triathlonów gniewkowianie mogą mnie kojarzyć, bo jako pierwszy gniewkowianin ukończyłem Ironman (3,8 km pływania, 180 km jazdy rowerem, 42,195 km biegu). I chyba nadal jako jedyny. Był o tym artykuł w „Gniewkoramie” i „Gazecie Pomorskiej”. To taka – można powiedzieć rodzinna tradycja, bo mój ojciec Janusz, był pierwszym gniewkowianinem, który ukończył maraton (42,195 km).

Gdzie pan obecnie mieszka i czym się zajmuje?

Obecnie z całą rodziną mieszkam na Florydzie w Stanach Zjednoczonych. To jest wymarzone miejsce do uprawiania sportu. Przez większość dni w roku jest ciepło, można jeździć na rowerze i biegać bez żadnych ograniczeń. Większość basenów tutaj jest odkryta, a zimą woda jest podgrzewana, więc można pływać cały rok.

Najmilsze wspomnienie związane z Gniewkowem?

Wspomnień z Gniewkowa mam bardzo wiele. Tam spędziłem całe dzieciństwo i tam poznałem moich najlepszych przyjaciół, z którymi mam ciągły kontakt do dnia dzisiejszego. W Gniewkowie, a właściwie na pielgrzymce z Gniewkowa do Częstochowy, poznałem moją obecną żonę, z którą mam dwóch wspaniałych synów: Huberta (13 lat) i Olivera (7 lat). Za moich czasów w Gniewkowie, miasto miało też swoją najsilniejsza drużynę koszykówki – Harmattan. To były piękne czasy, kiedy chodziło się na mecze koszykówki i kibicowało naszej drużynie.

Ulubione miejsce w Gniewkowie?

Zdecydowanie najpiękniejszym miejscem w Gniewkowie są nasze gniewkowskie lasy. Za moich młodych czasów, wydawały się być troszkę niedoceniane, ale ostatnio, gdy przyjechałem w odwiedziny, to nawet w szare jesienne dni spotkałem kilka osób na spacerze w lesie. I muszę dodać, że było już po sezonie grzybiarskim.

Czego z Gniewkowa najbardziej panu dziś brakuje?

Właśnie tych naszych lasów. Tu, gdzie obecnie mieszkam, są parki, ale nasze polskie lasy są najpiękniejsze i tego mi brakuje najbardziej. Polskiego chleba też mi brakuje. Zawsze, gdy jadę do Gniewkowa, zajadam się chlebem, który pamiętam z dzieciństwa, a który ciagle smakuje tak samo dobrze. Nie chciałbym robić tutaj reklamy, ale chleb z formy od Kuczyńskiego smakuje mi najlepiej.

Jak ocenia pan czas spędzony w Gniewkowie?

Okres spędzony w Gniewkowie, był czasem spędzonym świetnie i nie zamieniłbym tych chwil za nic. To były czasy dzieciństwa. Mieszkałem „na blokach” i byłem efektem wyżu demograficznego, a co za tym idzie, na podwórku zawsze było bardzo dużo dzieciaków, z którymi można się było bawić. Nie jestem pewnie jak to możliwe teraz, ale nam rodzice pozwalali bawić się od rana do wieczora w wakacyjne dni i jakoś nikt nie musiał nas nadzorować. Od czasu do czasu ktoś dostał kamieniem w głowę i nie raz polała się krew, ale nigdy nic poważnego nikomu się nie stało. Jeździliśmy na rowerach po calej okolicy i nikt nas nigdy jakoś nie ukradł. Nie było telefonów komórkowych i mama nas zwyczajnie wołała na obiad albo na kolacje przez okno. Nawet jak byliśmy gdzieś daleko i nie słyszeliśmy jak mama nas wola, to któryś z kolegów nas o tym poinformował. Znaliśmy wszystkich. Jedyne, na co trzeba było uważać to na „Pieniądza” i „Diabła”. Młodsze pokolenie może nie wiedzieć, o kogo chodzi, ale może to i dobrze, więc nie będę wyjaśniał. To były piękne czasy, które już nie powrócą.

Czy chętnie wróciłby pan do Gniewkowa? Jeśli tak, to w jakiej roli?

Do Gniewkowa zawsze chętnie wracam, ale w odwiedziny. Zawsze odwiedzam moich serdecznych sąsiadów i przyjaciół. Zawsze wybiorę się do lasu, czy to pieszo, czy rowerem. To jest jedyne miejsce na ziemi, gdzie oddycham pełną piersią. Czasem w skocze na piwko do Harasówki i zawsze można tam spotkać kogoś znajomego ze starych czasów. Nie jestem pewien, czy chciałbym wrócić do Gniewkowa na stałe... Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, czy mógłbym znaleźć sobie miejsce. Ludzi, których znałem w momencie mojego wyjazdu, jest coraz mniej, a to właśnie ludzie, których znałem, sprawiali, że Gniewkowo było dla mnie takie wyjątkowe.

--------------------

O kim chcieliby Państwo przeczytać w kolejnych odcinkach? Piszcie w komentarzach lub na [email protected].

[ZT]1006[/ZT]

[ZT]979[/ZT]

(S.T)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%