Zamknij

Człowiek z pasją. Jacek Filipiak ma ponad 4000 odznak sportowych

12:56, 23.02.2018 S.T Aktualizacja: 20:01, 27.02.2018
Skomentuj

Jacek Filipiak z Godzięby to jeden z najbardziej znanych i cenionych w regionie kolekcjonerów odznak klubów i organizacji sportowych. – Do czołówki krajowej bym się nie zaliczył, ale w województwie kujawsko-pomorskim, jestem, nieskromnie mówiąc, numerem jeden – puszcza do nas oko pan Jacek. Jego zbiory liczą ponad 4000 sztuk!

Odznaki kolekcjonuje 35 lat. Sport kocha od dziecka. W młodości uprawiał piłkę nożną. W barwach Zawiszy Bydgoszcz grał nawet w mistrzostwach Polski juniorów. Później, już po przeprowadzce do gminy Gniewkowo, udzielał się jako działacz. Między innymi w koszykarskim Harmattanie.

Przeglądając imponujący zbiór pana Jacka, można poczuć się jak małe dziecko stojące przed witryną sklepu ze słodyczami. Różne kształty, mnóstwo kolorów. Każda odznaka to osobna historia. Małe dzieło sztuki. Choć i tu widać znak czasu. – Coraz więcej żywicy, plastiku. Oko boli, ale to też odznaka klubowa i trzeba uszanować – podkreśla znawca tematu.

Przy tak bogatych zbiorach trzeba stosować jakiś klucz w ich uzupełnianiu.

– Zbierałem odznaki z całej Polski. Teraz w mniejszym stopniu, choć oczywiście też. Nie goni się za tym, ale gdy jest możliwość pozyskania, to nie gardzę taką zdobyczą. Skoncentrowałem się jednak na województwie kujawsko-pomorskim. Tutaj mam informacje z pierwszej ręki i łatwiejszy dostęp do egzemplarzy, których mi brakuje – mówi kolekcjoner.

Perła w zbiorach Jacka Filipiaka?

Złota odznaka wydana na 50-lecie Zawiszy Bydgoszcz, którą dostałem od wdowy po Andrzeju Brończyku. Jestem kibicem tego klubu, więc ma ona dla mnie szczególną wartość sentymentalną. Zdecydowanie numer jeden – odpowiada.

Brończyk to legenda klubu z Bydgoszczy. Wychowanek Goplanii Inowrocław, którego talent szlifował późniejszy nauczyciel wychowania fizycznego w Szkole Podstawowej numer 1 w Gniewkowie Alojzy Kmieć, spędził w Zawiszy ponad 20 lat. Rozegrał w jego barwach 693 mecze. Zmarł na atak serca w 2000 roku w wieku 49 lat.

Poza Zawiszą, honorowe miejsce w albumach pan Jacka zajmują odznaki wydane przez gniewkowskie kluby – Unię i Harmattana.

Harmattan wydał numerowane posrebrzane odznaki. Powstało 15 sztuk. Robił je Wojtek Dahm. Ja mam dwie. Dostałem od Tadzia Maciejczyka i Zbyszka Stępowskiego. Wojtek stworzył też kilka serii odznak Unii, w tym ostatnią, na 75-lecie klubu. Mam przynajmniej jedną z każdej serii – mówi Filipiak.

W zbiorach pana Jacka są także inne pamiątki związane z naszym miastem.

Zbierałem wszystko. Proporczyki, medale. Jest trochę gniewkowskich proporczyków. Ubolewam, że przespałem temat mniejszego proporczyka Harmattana. A mam kalendarze, wizytówki, bilety. Wszystko to trzymam. To kawałek historii gniewkowskiego sportu i całego miasta – podkreśla.

Pan Jacek jest bardzo konserwatywny w swoim podejściu do tworzenia kolekcji.

– Odpuściłem korespondencyjną wymianę ze znajomymi z kraju, ponieważ zaczęły się pojawiać na rynku odznaki niesygnowane przez klub. Dużo moich znajomych, wstyd przyznać, ma układy z grawerami. Krakusy, chłopaki z Łodzi, Warszawy. Tam są centra kolekcjonerskie i sporo zakładów grawerskich. I oni sami wypuszczają wiele odznak klubowych, które tak naprawdę klubowymi nie są. Wiele klubów kilka razy ogląda każdą złotówkę przed jej wydaniem, nie mają nawet na szkolenie, a co dopiero mówić o emisji odznak, więc nowości z każdym rokiem jest coraz mniej. Przykład? Pojawiła się odznaka AZS-u Toruń, o której myślałem, że może być oryginalna, ale okazało się, że nie. Z panem prezesem AZS-u, pełniącym tę funkcję od chyba 40 lat, rozmawiam dwa razy w roku, bo chcę być na bieżąco. Zapytany o tę odznakę absolutnie zaprzeczył. Jedyna została wydana na 40-lecie klubu i to wszystko. Jeżdżąc na giełdy wytknąłem takie praktyki kolegom i powiedziałem, co o tym myślę. Tylko się uśmiechnęli. Jeden mi powiedział, że to jest biznes. Ale to nie może tak być. Musi mieć ręce i nogi. Nie można iść tylko na ilość. Rozumiem, że z takim podejściem niektórzy mają po osiem tysięcy odznak, odznaki cuda-niewidy – kręci głową pan Jacek.

Właśnie giełdy są jednym z głównych kanałów uzupełniania kolekcji przez krajową czołówkę zbieraczy. Odbywają się kilka razy w roku, głównie w największych miastach.

– W regionie mam stały kontakt z ośmioma kolekcjonerami, którzy i tak dzięki Bogu się ujawnili. Gdy jadę na giełdę do Warszawy, swoje zbiory wystawia 50–60 osób. Przyjeżdżają z całej Polski. Niedawno dostałem propozycję od dyrektora bydgoskiego Muzeum Sportu, by zorganizować w Bydgoszczy ogólnopolską giełdę kolekcjonerów pamiątek sportowych. Na razie była to luźna rozmowa. Byłoby fantastycznie zrobić też coś takiego w Gniewkowie. To jest środkowa Polska. Relatywnie blisko do nas z Wybrzeża, Warszawy, Łodzi. Wystarczy tylko zapewnić kolekcjonerom stoliki i krzesełka. Łącznica Kulturalna jest większa niż sala, którą dostajemy do dyspozycji w warszawskim Muzeum Sportu. Mówię oczywiście o giełdzie, gdzie kolekcjonerzy wymieniają się zbiorami, ale mogą je też pooglądać wszyscy zainteresowani, bo taka impreza ma zawsze charakter otwarty – informuje Filipiak.

Pan Jacek chętnie korzysta też z innych sposobów pozyskiwania nowych odznak.

– Wymieniam się, ale tylko dublety. Czasem też kupuję. Jest ogromna życzliwość ludzi, zwłaszcza starszych działaczy, którzy mają coś, co mnie interesuje. Często twierdzą: „U mnie leży niepotrzebne w szufladzie, a ty to wykorzystasz”. A nawet jeśli nie mają odznak, chętnie dzielą się wiedzą na ich temat, przypominają sobie, co i z jakiej okazji zostało wydane. Dzięki temu ja później, nawet podczas spotkań z takimi ekstraligowymi kolekcjonerami, mogę zaskoczyć ich informacjami na temat naszego województwa. Na przykład w marcu pojadę na giełdę do Warszawy i pokażę im ciekawostkę – odznaki B-Klasowej Orłowianki Orłowo, wydane z okazji 40-lecia klubu. Czasem aż się łapią za głowy. Tacy mocni, ale nie mają niektórych egzemplarzy i mieć już nie będą – uśmiecha się Filipiak.

Nie wszystkie kluby bywają jednak chętne do współpracy.

– Niektóre mnie spławiają. Ale jestem zdeterminowany i tak łatwo nie odpuszczam. Sporo rzeczy trafia też do mnie dzięki poczcie pantoflowej, na zasadzie: „Słuchaj, mam znajomego, on może coś mieć”. I ja dzwonię, pytam, drążę. Także gdy pracuję w delegacji, staram się uzupełniać kolekcję. W ubiegłym roku cztery miesiące spędziłem w Krakowie i naprawdę pięknie się obłowiłem. I to często w rarytasy. Odwiedzałem kluby, poprzez znajomych zawierałem kontakty z działaczami, którzy pracują w nich od zawsze. Nie wszystkie odznaki są ogólnodostępne. Powstają na przykład serie wręczane tylko zasłużonym członkom klubu. Ale ci, którzy znają mnie i moją pasję, zawsze coś dodatkowo wypuszczą. I czasem dostaję coś takiego. Może i dzięki waszemu artykułowi moja kolekcja się wzbogaci? Może ktoś ma coś, co kurzy się gdzieś na półce czy w pudełku... Za ciekawe egzemplarze jestem gotowy zapłacić. Nigdy nie chcę nic za darmo. Choć zdecydowana większość kolekcji pochodzi z darów z dobrego serca – opowiada.

Dawniej dużą pomoc w porządkowaniu tego typu kolekcji stanowiły branżowe katalogi. Dla naszego specjalisty to już się zmieniło.

– Po tylu latach zbierania i tylu wpadkach z podróbkami, to dla mnie niezbyt wiarygodne źródło. Myślę o wydaniu własnego katalogu odznak z województwa kujawsko-pomorskiego, który będzie najbardziej miarodajny. Wiem, że wszystko co posiadam, pochodzi z pierwszej ręki. Cały czas w tym siedzę. Jestem na bieżąco – zaznacza.

Co ciekawe, pan Jacek nigdy nie próbował szacować rynkowej wartości mojej kolekcji.

–  I nie będę tego robić. Chyba dla każdego z nas to, co mamy, jest bezcenne – podkreśla stanowczo.

Niechęć do przeliczania zbiorów na pieniądze może się wiązać z przykrymi wydarzeniami sprzed kilku lat. Złodzieje – obok sprzętu elektronicznego – ukradli wtedy z domu Filipiaków część zbiorów głowy rodziny.

– Dużą część. Trochę strat udało się uzupełnić kupując odznaki, ale wiele przepadło bezpowrotnie. Podejrzewam, że może to gdzieś leżeć u kogoś albo nawet zostało wyrzucone. Sprawcy zostali złapani, ale fantów nie udało się odzyskać. Człowiek bawi się tyle lat, zbiera, cieszy się z każdej sztuki... Ehh, szkoda gadać. Lepiej już nie ciągnijmy tematu, bo to wciąż boli... I to bardzo – zawiesza głos nasz rozmówca.

Po 35 latach „w branży” Filipiak wciąż szuka nowych wyzwań.

– Parę lat temu myślę sobie: „Prawie wszystko już mam, co by teraz wykombinować?”. I zacząłem zbierać odznaki kolorystycznie. Na czym to polega? Grawer robi odznakę i wstrzeliwuje w nią kolor. Czasem coś nie wyjdzie, barwa jest niedokładnie taka, jak powinna być. Zdarza się też zamienić kolory. Dla niego to odpad. Przekazuje to do klubu jako gratis. A dla kolekcjonera to rarytas, niepowtarzalny egzemplarz – wyjaśnia.

Pan Jacek nie jest optymistą, jeśli chodzi o rozwój kolekcjonerstwa odznak sportowych w Polsce.

– Rynek kolekcjonerów się kurczy. Młodzież jest bardzo mało zainteresowana takimi rzeczami. Zostali starzy... – nie ukrywa.

Oczywiście stara się zaszczepić swoją pasję młodszym pokoleniom rodziny Filipiaków.

– Mieszkający w Monachium syn i wnuk zbierają monety. Zawiozłem im swój zbiór. Na razie oficjalnie w depozyt, ale wiadomo, że to już u nich zostanie – śmieje się.

Na pytanie, czy lubi czasem usiąść wieczorem przy stole, nalać drinka lub zaparzyć herbatę i pooglądać to, co udało się zgromadzić przez te wszystkie lata, panu Jackowi aż zaświeciły się oczy.

– Uwielbiam!

(S.T)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

FanFan

3 0

Pozdrawiam Cię Jacku, jesteś wielki. 23:03, 20.10.2018

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo
0%